W pęknięciu ciszy
Gdy wszystko się sypie…
Rano kawa smakuje inaczej.
Patrzysz przez okno – świat niby ten sam, a jednak bez kolorów.
To, co kiedyś cieszyło, nie cieszy.
To, co miało sens, rozpada się w dłoniach jak suchy piasek.
I nagle zostajesz z pustką.
Nie wiesz, w którą stronę iść.
Masz wrażenie, że coś się skończyło.
Jedno, drugie, dziesiąte…
To boli. Ściska. Rozwala. A może? Popatrz. Ale może właśnie w tym bólu jest ukryta odpowiedź. Może nie wszystko się psuje. Może po prostu odpada to, co nigdy nie było naprawdę Twoje.
Pęknięcia ego otwierają szczeliny.
A przez nie zaczyna sączyć się światło.
Cichsze. Prawdziwsze. Jakby serce wreszcie znowu chciało przemówić. A intuicja wolała głośniej niż kiedykolwiek.
To trochę jak wędrówka przez las o zmierzchu. Najpierw lęk – ciemno, obco, nie wiadomo, dokąd droga prowadzi.
Ale im dalej idziesz, tym wyraźniej słyszysz własny krok. Własny oddech.
Własną prawdę.
I wtedy znowu widzisz, że to światło, którego szukałaś na zewnątrz, od dawna było w Tobie. Może więc Twój kryzys to nie koniec. Może to początek.
Bo czasem trzeba się rozsypać,
żeby naprawdę zakwitnąć.
Być może właśnie dziś – w tym zagubieniu – kontynuujesz swoją najważniejszą podróż. Podróż z własną energią, w górne poziomy ciszy. I świadomości.
Kiedy świat się rozpada, to może nie koniec — często ziemia pęka, by mogło wykiełkować nowe. W pęknięciach ciszy wynurza się jaśniejsze światło. I droga do siebie. Do prawdy, pierwotnej, połączonej, ukrytym skarbie, tak bliskim, bo w Tobie…